środa, 4 maja 2016

Kłująca roślina

Pokrzywa mocno kojarzy mi się z moim dzieciństwem. Za dzieciaka często latało się po łąkach całą gromadą i największym wyczynem było wejście do zarośli pełnych wielkich, kłujących pokrzyw.
Mało tego część chłopaków, chcąc udowodnić swoje męstwo, zrywało największe egzemplarze i potem krzywiąc się z bólu, zaciskało pięści pełne liści pokrzywowych. Głupota - no raczej, potem ręce mieli całe w bąblach i nie mogli nawet długopisów utrzymać na lekcjach. Teraz dzieciaki już tak nie wychodzą na zewnątrz, wolą siedzieć przy komputerach. Zresztą obecnie o wiele groźniejszy od pokrzyw jest barszcz sosnowskiego.


Jednak pokrzywie nie można odmówić właściwości prozdrowotnych. Nie dość, że rewelacyjnie działa na nasz układ moczowy, to jeszcze może poprawić stan naszej czupryny. Moja mama czasem prosiła ojca, by wziął rękawice i nazrywał jej świeżych pokrzyw. Ona je potem płukała i przeciskała przez starą, różową sokowirówkę. Uzyskany płyn nie tylko nadawał się do picia, na piasek zalegający w nerkach brata, ale także jako wcierka w skórę głowy. Mam twierdziła, że od tego poprawia się bujność naszej fryzury. Coś w tym jest, bo włosy miała iście piękne.
Z tego powodu cały czas zastanawiam się nad wyciskarką, bo sokowirówka to już jednak przeżytek. Powolne rozgniatanie liści i łodyg, daje dużo lepsze efekty, no i oczywiście więcej soku.
Tylko kto mi teraz nazrywa tych pokrzyw i to z miejsc, gdzie psy się nie załatwiają..?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz