Naszła mnie dziś taka myśl, o tym że nie warto rozpaczać.
Mam koleżankę, która rozwiodła się jakiś czas temu z mężem. Po 20 latach wspólnego życia. To on ją zostawił.
Wiadomo, najpierw rozpacz, niedowierzanie i po prostu czysta złość się w niej tliła. Muszę przyznać, że była mocno załamana. Jak to ją mąż zostawił? Dla młodszej??
Nie szło jej w nijaki sposób pocieszyć, aż pewnego dnia puściło. Żal przeszedł i zaczęła żyć. Normalnie. Znowu wstało słońce i było milion rzeczy do zrobienia...
Obecnie jest bardzo szczęśliwa i ponownie zakochana. Aktualny wybranek jest zabójczo przystojnym, mądrym i zrównoważonym człowiekiem. Ex mąż nie dosięga mu do pięt. Pomimo naszych tłumaczeń, że po każdej burzy wychodzi słońce i czas leczy rany, nie chciała nas słuchać. A teraz okazuje się, że to było najlepsze co mogło ją spotkać...
Nie dramatyzujmy...trzeba sobie dać czas na przebolenie swojej sytuacji..ale potem należy wziąć się do kupy i śmiało patrzeć do przodu. Leżenie na podłodze we łzach i tak nic nie zmieni..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz